Śmiało można powiedzieć, że kończy się pewna era. Kilkaset lat mieszkańcy Chyrzyny i nie tylko byli zmuszeni przeprawić się przez San łódkami lub w późniejszym czasie promem. Ten ostatni istniał, co najmniej od 1783 r. gdyż zaznaczono go na Mapie Miega. Tak więc od wielu lat istniało miejsce zwane popularnie Przewozem. Zastąpienie przeprawy promowej [przy niskim stanie wody korzystano też z łódki] mostem jest niewątpliwie wielkim wydarzeniem i polepszy standard życia mieszkańców tej prastarej miejscowości. Również i innych miejscowości, które na przestrzeni lat, szczególnie ostatnich, traciły kontakt z Krzywczą, gdzie była macierzysta parafia rzymskokatolicka i gmina dla kilku wsi położonych po prawej stronie Sanu.
Przewóz to w pamięci wielu osób, także moich, był miejscem magicznym. To nie tylko przeprawa, ale miejsce, gdzie w okresach letnich korzystano z kąpieli. W upalne dni oblężone przez mieszkańców i letników, którzy szukali ochłody i wypoczynku. Przybywało tu też wiele osób z pobliskich miejscowości z Woli Krzywieckiej i Średniej, by zażyć ochłody w gorące dni. W mojej pamięci to miejsce beztroskich zabaw z kolegami. Miejsce, gdzie się nauczyłem pływać, gdzie rosły czereśnie, którymi posilaliśmy się między przerwami w kąpieli. To miejsce, gdzie wielokrotnie przeprawiałem się idąc z mamą na maliny lub później samodzielnie na grzyby. [Zdjęcie obok ostatni kurs promu 25 V 2015 r.] To też miejscemoich pierwszych samodzielnych wypraw. Jako piątoklasista wybrałem się do cerkwi w Chyrzynce i zachwycałem się jej niezwykłością. To również miejsce, gdzie nauczyłem się pływać Krypą, bo tak miejscowi nazywali łódkę, którą się przeprawiano. Nie zawsze był przewoźnik, szczególnie po godzinach pracy, wtedy trzeba było radzić sobie samemu. Nabyłem też umiejętność przeprawy promem, która nie była zbyt trudna. Mam w pamięci kulig, który zorganizowałem dla moich kolegów z klasy maturalnej do Chyrzynki. Pamiętam strach koleżanek, które bały się przejechać po zamarzniętym Sanie, ten zasypany śniegiem nie wyróżniał się szczególnie z całości krajobrazu. Były też chwile tragiczne. To właśnie w tym miejscu tuż po zakończeniu roku szkolnego utopił się mój wychowanek z Babic. Taki sam los spotkał jednego z mieszkańców Chyrzyny. W przeciągu wielu lat to także miejsce wielu groźnych wydarzeń. Podczas przejścia po lodzie nie jeden z mieszkańców Chyrzyny wpadał do lodowatej wody, co nie zawsze kończyło się tylko przeziębieniem.
Ale nie tylko ja mam wspomnienia związane z Sanem. To także miłe chwile, które wspominają inni. Między innymi Mordecheusz Galler przedwojenny krzywiecki Żyd, który z sentymentem i wielkim rozmachem opisuje to miejsce: Urodziłem się 21 lutego 1901 w miejscowości Krzywcza, która była położona w pobliżu rzeki San. Duża i szeroka rzeka, że jeśli będziemy mnożyć dziesięć metrów Jordan nadal nie dotknie jedną setną jej. To także wspomnienia wielu innych, którzy zapamiętali to miejsce, jako magiczne i przypominające biedne, ale szczęśliwe dzieciństwo. I chociaż przez ostatnie lata miejsce to nie było już czymś atrakcyjnym i nawet w upalne dni świeciła pustkami to zapewne dziesiątki osób ma różne miłe wspomnienia. [Na zdjęciu obok Chet Ringiel z synami, który chciał zobaczyć ten San, o którym opowiadało się w jego rodzinie w USA.]
Te wspomnienia i doświadczenia już nie wrócą. Warto je zapisać, bo to już historia, która się nie powtórzy. Teraz przyjdą nowe wrażenia i historie związane ze zbudowanym pięknym Zielonym Mosteczkiem.
Piotr Haszczyn [grudzień 2015]
Zapraszamy na blog - http://krzywcza.blogspot.com/