1 października 1966 r. w Życiu Przemyskim ukazał się artykuł Zbigniewa Ziemblowskiego pt. Noc trwogi. Autor opisuje w nim napad UAP na Krzywczę z roku 1946. Relacje mieszkańców Krzywczy nadają autentyczność tych tragicznych czasów. Obszerny artykuł na ten temat Artura Brożyniaka prezentowaliśmy już kilkanaście lat temu. Artykuł Kliknij
Piotr Haszczyn [sierpień 2023]
"W nocy z 16 na 17 kwietnia 1946 r. banda UPA napadła na Krzywczę. Rozbito posterunek milicji. Banderowcy uprowadzili ze sobą milicjantów: Wiktora Majchera ur. 1923 r., Władysława Chrobaka ur. 1924 r., Władysława Kopczyka 1921 r., Jana Feduniaka ur. 1922 r., Stanisława Grodeckiego ur. 1924 r".
23 lata temu ta zwięzła informacja przekazana telefonicznie przez Komendę Powiatową MO do Rzeszowa miała z całą pewnością dostateczną wymowę. U jednych budziła uczucie oburzenia i żalu, pragnienie zemsty - wszak Majcher, Chrobak, Kopczyk, Feduniak i Grodecki mieli przyjaciół, rodziców, braci, siostry; u drugich, tych spod znaku tryzuba radość z sukcesu nad komunistami.
Spłowiała i pożółkła karta meldunku, wyblakł atrament, czas zatarł w ludzkiej pamięci wydarzenie, które kiedyś wstrząsnęło sercem í sumieniem wielu. Odświeżmy wspomnienie póki czas, póki nie odeszli świadkowie owej nocy.
STANISŁAW FEDYK:
- Kiedy się obudziłem, banderowcy byli już we wsi. Koło Noworolskiego palił się dom, strzelano. Zacząłem uciekać w kierunku Ruszelczyc. Biegnąc koło Domu Ludowego słyszałem jak jakiś banderowiec wolał: „Paly chatu, bo Noworolski strelaju!". Za wsią wpadłem niemal wprost na upowski karabin maszynowy, uskoczyłem jednak za mur, nim dosięgły mnie kule. Już w Ruszelczycach widziałem jak na pomoc Krzywczy biegli ormowcy z Babic. Od kul erkaemu, spod którego mnie, udało się szczęśliwie uciec, zginął ormowiec Piotr Pawłowicz.
STANISŁAW NOWOROLSKI:
-Prowadziłem wówczas sklep dla wojska. Moje kontakty z wojskiem nie podobały się reakcji. Pamiętam, jak pewnego dnia nieznana kobieta z Kupnej doręczyła mi list od UPA. Żądali okupu, a w razie odmowy grozili śmiercią. Nie dałem ani grosza. Powiedziałem posłance, że się ich nie boje.
Tragicznej nосу poszedłem spać godz. 9 wieczorem. Banderowcy zamiast do mnie zapukali do domu matki.
-Otwórzcie, my z AK. Mamy interes do męża - mówili po polsku.
- W nocy nikomu nie otwieram, a poza tym to jakaś pomyłka, mój mąż od dawna w grobie.
Nie wierzyli, byli przekonani, że rozmawiają z moją żoną, to też strzelili do matki przez drzwi. Na szczęście nie trafili. Strzały obudziły brata, który nie namyślając się wiele wygarnął z automatu do bandziorów. I tak się zaczęło... Wybiegłem z domu. Żona i dzieci ukryły się w murowanej piwnicy sąsiedniej chałupy, a ja klucząc między drzewami ostrzeliwałem się zawzięcie. Napastnicy podpalili mój dom. W sklepie znajdowały się beczki z nafta i benzyna, toteż ogień strawił wszystko błyskawicznie. Cały majątek poszedł z dymem, zostałem w tym, co miałem na grzbiecie.
KATARZYNA LEGENCOWA:
- Miałam młode córki, a pan wie, gdzie dziewczęta, tam chłopcy się kręcą. Tego wieczoru wstąpili do nas dwaj milicjanci. Jednym z nich był Grodecki, nazwiska drugiego już sobie dziś nie przypominam. Lata robią swoje. Była 11 w nocy, kiedy pożegnali się i poszli patrolować wieś. W kilka minut po nich zjawili się banderowcy. Kazali nam wyjść z chałupy. Śmiali się i mówili: "no i co, gdzie wasza milicja, czego was nie bronią?" Domyśliłam się od razu, że coś musiało się chłopakom naszym przydarzyć, ale nie przypuszczałam, że... Grodeckiego i jego kolegę banderowcy rozbroili w uliczce, kilkanaście metrów od domu Legencowej.
-Prowadźcie na posterunek!
-rozkazali.
Pod groźbą automatów milicjanci zapukali do okna prosząc kolegów, by im otworzyli. Prawdopodobnie nie spodziewali się śmierci, liczyli na to, że banderowcy zabiorą im broń, zdemolują siedzibę milicji i na tym. się skończy, a może po prostu się bali. Nieświadomi niczego koledzy otworzyli drzwi i zanim się spostrzegli rozbrojono ich, a potem uprowadzono do lasu.
Odgłosy strzałów obudziły 20-letniego ormowca Stanisława Rogosza z Woli Krzywieckiej. Łuna pożaru, którą dojrzał przez okno, była aż nadto wymowna. Chwyciwszy granaty, które miał w mieszkaniu, pobiegł na pomoc walczącym. Przed wsią wpadł w ręce banderowskiego ubezpieczenia. Nad ranem, kiedy już główne siły UPA wycofały się do lasu, mieszkańcy Krzywczy widzieli jak prowadzono go przez wieś. Do banderowców podszedł krzywiecki proboszcz Stanisław Lorenc i prosił:
Puście go młody, życie przed nim! Cóż wam zawinił?
Nie słuchali. Ksiądz szedł za nimi nie ustępując, aż wreszcie, by się go pozbyć, obiecali: - Za wsią go puścimy!
Nie puścili ani Rogosza, ani pięciu milicjantów. Przepadli bez wieści. Znacznie później ktoś natknął się w lesie na szubienice. Czy jednak na nich zakończyli swe życie? Któż to może wiedzieć. Banderowcy mordowali nie tylko Polaków. Z ich rąk ginęli również Ukraińcy, którzy w jakikolwiek sposób sprzyjali władzy ludowej.
Tej samej nocy, kiedy banda napadła na posterunek milicji, spaliła w Krzywczy pięć domów i dwie stodoły, zastrzeliła lub uprowadziła ze sobą kilka koni i krów, ograbiła wielu chłopców z mienia.
Zb.Ziemblowski
Fot.TZ.
Zapraszamy na blog - www.krzywcza.blogspot.com