W tym linku będziemy informować o pracach przy cerkwisku w Kupnej.
Również przy cerkwi w Kupnej Janusz Smigielski podjął prace zwiazane z zabepieczenie i odrestaurowaniem przepieknego nagrobka, który znajduje się obok ruin cerkwi. Nagrobek został odczyszczony i zakonserwowany środkmi chemicznymi oraz na nowo złożony [zdjęcia poniżej]. W planch jest wykonanie nagrobka w miejscu wiecznego spoczynku ks. Ignacego Chylaka oraz po przeniesieniu ruin cerkwi do Godkowa, wykonanie zadaszenia cerkwiska [fundamenty cerkwi] i tablicy informacyjnej.
Więcej zdjęć na: https://picasaweb.google.com/106773006429031175997/Chyrzynka#
Poniżej prezentujemy tekst dotyczący Cerkwi w Kupnej pani profesor Romany Cielątkowskiej. Również na: http://www.niezapominajkowo.com.pl/node/34
NOWE OGRODZENIE
Teren cerkwiska w Kupnej został ogrodzony płotem żerdziowym [2013 r.]. Prace zostały sfinansowane i wykonane przez Urząd Gminy w Krzywczy. W przygotowaniu jest tablica z historią obiektu. Jej montaż będzie ostatnim etapem prac przy obiekcie.
CERKIEW PRAWIE GOTOWA
Już wiosną 2012 roku ropoczęto prace przy odbudowie Cerkwi z Kupnej w Gotkowie. Jak możemy się przekonać połowa roboty już wykonana. Stoją już ściany świątyni z wykorzystaniem części belek z Kupnej - najwięcej w prezbiterium. Trwają prace prawne i planistyczne, by cerkiew przenieść na właściwe miejsce. Tam zostanie umieszczona na fundamęcie i dokończony będzie dach. Prace prowadzone są pod kierunkiem profesor Romany Cielątkowskiej.
PRACE ROZPOCZĘTE
Po rozbiórce pozostało tylko cerkwisko - fundamenty [zostały odbudowane], na których stała cerkiew.
Dnia 2 sierpnia 2011 r. rozpoczęły się prace związane z przeniesieniem resztek cerkwi z Kupnej do Godkowa. 5 osobowa ekipa pod kierunkiem pani profesor Romany Cielątkowskiej wykonała pierwsze prace związane z cała inwestycją. W pierwszej kolejności zostały podjęte prace porządkowe: wycięcie krzaków, odsłonięcie fundamentów cerkwiska, prace pomiarowe oraz dokumentacja fotograficzna. Podczas prac znaleziono dwie cegły z insygniami A S, Adam Sapiecha i herbem włascicieli Krasiczyna.
4 sierpnia na cerkwisku w Kupnej odbyło się nabożeństwo za zmarłych w obrządku greckokatolickim i jakby pożegnanie ruin miejscowej cerkwi, a zmartwychwstanie jej do nowego życia w Gotkowie. Przy pięknej pogodzie i obecności miejscowej ludności i przybyłych gości ksiądz mitrat Andrzej Soroka, z parafii greckokatolickiej w Elblągu i Pasłęku, przewodniczył liturgii. Obecni byli również księża rzymskokatoliccy z Krzywczy Janusz Wilusz i Krasiczyna Wiesław Kałamarz oraz ks. Stanisław Bartmiński. Z władz była obecna p. wojewoda Małgorzata Chomycz, Wojewódzki Konserwator Zabytków Grażyna Stojek, Wójt Gminy Krzywcza Witold Szpytman oraz wywodzący się z Kupnej Stanisław Bajda Wojewoda Przemyski z lat 90 tych. Licznie były reprezentowane media. Po nabożeństwie ks. Mitrat Andrzej Sroka podziękował wszystkim, dzięki którym dzieło przeniesienia cerkwi z Kupnej do Gotkowa urzeczywistni się. Głos zabrała również p. Wojewoda M. Chomycz, która również wyraziła swoją wdzięczność za tę inicjatywę.
Fotorelacja poniżej - zdjęcia Piotr Haszczyn
Film zrealizowany podczas uroczystości:
Telewizja Rzeszów wyemitowała w Aktualnościach materiał z uroczystości w Kupnej. Można go obejrzeć klikając na poniższy link. Materiał zaczyna się w 17 minucie 30 s. emisji aktualności.
http://www.tvp.pl/rzeszow/informacja/aktualnosci/wideo/508/5029320
Artykuł w Życiu Podkarpackim - http://www.zycie.pl/informacje.php?region=Przemy%B6l&nr=3097&PHPSESSID=13c40ef471d81e8001d0b3d8a20c55a1
Godzinę po uroczystości ekipa po wcześniejszym ponumerowaniu wszystkich elementów rozpoczęła rozbiórkę cerkwi.
Romana Cielątkowska (foto opniżej)
Czasami „życie po życiu” dotyczy i architektury. I tym razem historia jest długa i skomplikowana, jednak wszystkie jej wątki, jak w dobrej powieści, splatają się, powtarzają, mają swoje odpowiedniki, zmierzając do, mamy nadzieję, szczęśliwego celu.
Wszystko zaczęło się od kościoła gotyckiego w Mariance koło Pasłęka, który bez wątpienia uległby całkowitemu zniszczeniu, gdyby nie pomoc istniejącej przy UNESCO organizacji zajmującej się ochroną zabytków – ICOMOS (Międzynarodowa Rada Ochrony Zabytków). Mimo że działa w systemie „non-profit”, nie dysponuje żadnymi środkami materialnymi, a eksperci pracują nieodpłatnie, ICOMOS stanowi ogromny i ogromnie skuteczny organizm doradczo-organizacyjny. Rada zajmuje się przede wszystkim ratowaniem obiektów niejako ukrytych, które leżą zazwyczaj na uboczu: nie budzą powszechnego zainteresowania, nie przyciągają większej rzeszy turystów, a tym samym nie generują zysków. A przecież fakt, że z wyżej wymienionych powodów obiekty te nie znalazły się w żadnych rejestrach zabytków, nie umniejsza ich wartości ani znaczenia dla światowego dziedzictwa kultury materialnej.
I właśnie pod opieką jednego z komitetów Rady – Shared Built Heritage Committee (Komitetu Wspólnego Dziedzictwa) – w ścisłej współpracy z Wydziałem Architektury Politechniki Gdańskiej i Instytutem Zabytkoznawstwa i Konserwatorstwa Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, znalazł się wspomniany wyżej kościół w Mariance. I czas był najwyższy: przez dziurawy dach do wnętrza ciekła woda, z mokrych ścian wypłukując ślady po gotyckich malowidłach. Mieszkańcy byli bezradni wobec dokonującego się w ich świątyni dzieła zniszczenia. Do ratowania zabytków bowiem potrzeba nie tylko ogromnych nakładów finansowych, ale również fachowej wiedzy i umiejętności konserwatorskich.
Pasłęk (woj. warmińsko-mazurskie), w sąsiedztwie którego leży Marianka, jest miastem niewielkim, ale pod wieloma względami niezwykłym. Na skutek zawirowań w czasie i po II wojnie światowej, dziś znajdują się tam świątynie obrządków: ewangelickiego, prawosławnego, grekokatolickiego, rzymskokatolickiego. Wszystkie te grupy wyznaniowe współpracują ze sobą, pomagają sobie wzajemnie, wspólnie troszcząc się o miejsce, gdzie żyją od pokoleń. To dzięki ich inicjatywie, wspomaganej przez księdza Jana Sindrewicza oraz burmistrza Wiesława Śniecichowskiego, przez kilka ostatnich lat działo się w Pasłęku i Mariance wiele. Dla kościoła w Mariance powstał szczegółowy plan zarządzania, który określił zakres i harmonogram wszystkich koniecznych prac. Zmieniono dach nad główną nawą i na wieży, i nareszcie deszcz przestał wymywać ze ścian gotyckie malowidła. Przeprowadzono zewnętrzne prace budowlane, w tym roku zostaną ukończone prace konserwatorskie przy malowidłach, rozpocznie się remont organów. Pracom konserwatorskim towarzyszą spotkania, wykłady otwarte, koncerty i konferencje. Kolejne roczniki studentów pomagają na miejscu, zaś na wydziałach architektury i konserwacji zabytków powstają na ten temat prace dyplomowe. Co wydaje się tu szczególnie znamienne: do II wojny światowej kościół w Mariance był zborem ewangelickim, a to oznaczało, że z chwilą pojawienia się tam po wojnie społeczności innych wyznań, znalazł się on niejako poza kręgiem ich troski. Ale jak się okazało – do czasu. Dziś jest już częścią wspólnego dziedzictwa.
Ponieważ w pracach powyższych uczestniczyli koledzy z ICOMOS-u z Rosji, Ukrainy i Niemiec, którzy dzielili się swoim doświadczeniem, z wolna nasze działania zaczęły zakreślać coraz większe kręgi i przenosić się poza granice kraju. Lista obiektów potrzebujących ratunku jest długa, i wciąż rośnie.
Przykład pierwszy. Przy okazji współpracy naukowej z Muzeum Kiriłło-Biełozierskim (Rosja), które jest jednym z największych muzeów w Rosji przeduralskiej, przez kilka sezonów przyglądaliśmy się bezsilnie upadkowi jednej z tamtejszych tak zwanych „czasowni” – drewnianej kaplicy, położonej w malowniczej, opuszczonej wsi Pasynkowo. Lato 2010 roku było ostatnim momentem, by ją uratować; po kolejnej srogiej, śnieżnej zimie pozostałby tam jedynie stos belek. Jeśli coś tam jeszcze w ogóle ocalało, a desek nie rozgrabiono, to tylko dzięki... smrodowi drewna, jako że przez kilkanaście lat w kaplicy znajdował się magazyn pestycydów i drewno do palenia w piecu było niezdatne.
Czym zasłużyła sobie na uwagę konserwatorską? Otóż „czasownia” pod wezwaniem św. Paraskiewy w Pasynkowie (XIX w.) charakteryzuje się unikalnym kształtem, który, jak przypuszczamy, pierwotnie stanowił część „tamburu” nieistniejącej już dziś cerkwi drewnianej, z czasem zastąpionej przez ceglaną. W chwili upadku kopuły, ów ośmioboczny tambur wpadał do środka – ale w całości. I taki, nietknięty, przez lata służył jako samodzielna miniaturowa kaplica – dopóki nie przekształcono jej w magazyn. Rekonstrukcja, wraz z przeniesieniem na teren Muzeum, zajęła nam (tj. grupie studentów, 3 specjalistom z Polski i cieślom rosyjskim) niespełna trzy tygodnie. Mało czasu, zważywszy, że do zakresu prac należało dokonanie dokładnych pomiarów, rozebranie i przewiezienie obiektu w nowe miejsce, a następnie postawienie go od nowa, wraz z konieczną w wielu miejscach rekonstrukcją. A trzeba tu zauważyć, że cały obiekt stawiany był według starych technologii i wykonany ręcznie, każda belka i deska została ręcznie przestrugana. Udało się.
Ta maleńka „czasownia” spełnia szczególną rolę. Obsługuje czynny cmentarz, gdyż stojąca obok wielka cerkiew jest jedynie obiektem muzealnym, dziś już nie sakralizowanym. A jako że jest to teren łagrów, „czasownię” w jej nowej lokalizacji postawiliśmy ku pamięci wszystkich Polaków, którzy zginęli w Rosji. Temu też poświęcona jest ikona zmartwychwstania, która przyjechała z nami z Polski. Zgodnie z obietnicą, która... łamie wszelkie procedury przeciwpożarowe, wolno w niej palić świece, i palą się nieustannie. Nikt też jej nie zamyka, mimo że jest to przecież teren Muzeum.
Dla polskich studentów, którzy pracowali przy przeniesieniu i rekonstrukcji tej drewnianej świątyni, spotkanie z innym obrządkiem i kulturą, a nawet praca fizyczna, jakiej to wymagało, były na pewno szczególnym przeżyciem, które pozostaną w ich pamięci na zawsze. Również dla mnie było to doświadczenie nie tylko zawodowe, lecz głęboko osobiste. Z jodłowych desek na podłogę zostały spore obrzynki – zabrałam je do Polski, wiele tysięcy kilometrów, gdyż pomyślałam, że będzie z nich piękne podobrazie pod ikony. Stały rok, czekając na dom. Ale teraz myślę, że one już wiedzą, że nowy dom dla nich się znalazł: Kupna, Chyrzynka, Godkowo…. Bo ikona działa, już jest w desce niezapisanej. To, co my widzimy, piszemy, budujemy, jest potrzebne tylko nam, ludziom…
Przykład drugi: Ukraina. Na posiedzeniu SBH ICOMOS zapada decyzja, że przenosimy opuszczony drewniany kościół z jednej z ukraińskich wiosek do skansenu we Lwowie. Od strony formalnej wszystko zostaje pomyślnie załatwione, w ścisłej współpracy z miejscowymi władzami i dyrektorem skansenu. W obrębie muzeum jest wydzielona część dla architektury drewnianej rejonu lwowskiego, jest tam wolny teren, gdzie obiekt można postawić, a co najważniejsze: jest dostęp z zewnątrz, tak by obiekt mógł pełnić funkcje sakralne jako codzienna świątynia. Nagle pojawia się problem: mieszkańcy wsi, w ramach sobie tylko wiadomej interpretacji zasad demokracji, postanowili, że kościoła nam nie oddadzą, mimo że sami uprzednio przez wieloletnie zaniedbanie doprowadzili go do ruiny. Trzeba było czasu i cierpliwości, czasu i spokojnej wymiany myśli, by mieszkańcy zrozumieli, że obcy ludzie, którzy nagle pojawili się w ich wsi, nie chcą im nic odbierać, a jedynie – ratować wspólne dziedzictwo. Duża w tym zasługa dwóch zwłaszcza osób: Lilii Onyszczenko-Szwec, konserwatora zabytków Miasta Lwowa, oraz Ołysa Dzyndry, artysty, człowieka o niespożytej energii i śmiałych pomysłach, które równie śmiało realizuje.
Z Kupną i Chyrzynką było tak.
Kilka miesięcy temu grekokatolicki ksiądz Andrzej Sroka z Pasłęka, który żywo uczestniczył w naszych działaniach wokół kościoła w Mariance, zwrócił się do mnie jako architekta, aby dla nowo formującej się parafii w Godkowie koło Pasłęka zaprojektować cerkiew w drewnie. Początkowo zgodziłam się, ale po paru dniach przyszła refleksja: po co projektować, skoro można przenieść coś starego, i w ten sposób stworzyć „nowe”, ratując „stare”?
Tak nawiązała się znajomość, a następnie z gruntu konstruktywna i owocna współpraca z dr Grażyną Stojak, podkarpackim konserwatorem zabytków. W krótkim czasie znalazła dla nas odpowiedni obiekt, możliwy do przeniesienia, czy raczej do pełnej rekonstrukcji – cerkiew w Kupnej (z 1729 r.) jest bowiem w bardzo złym stanie, elementy drewniane niemal w całości nadają się do wymiany, a wiele po prostu już nie istnieje.
Takie działanie to trochę jak miłość od pierwszego wejrzenia, co wkrótce potwierdziły pierwsze fotografie, jakie nadeszły wraz z dokumentacją. Potem do znanych już obrazów dołączyły emocje związane z dotknięciem belki, muśnięciem chropowatej powierzchni pobrużdżonego gontu – i już wiedziałam, że wiele poświęcę, by ta świątynia stała się ponownie godna i siebie, i świata.
Powoli ruszył mechanizm dokumentów, pozwoleń i wszelkich procedur związanych z przekazaniem obiektu, porządkowaniem terenu, a dalej z organizacją prac nad przeniesieniem i z zapewnieniem pomocy ogromnej rzeszy ludzi, niezbędnych przy tego typu działaniach.
Dlaczego Kupna jest taka ważna? Dla ludzi, którzy kiedyś zostali wysiedleni ze swoich sadyb i rzuceni daleko, w obce środowisko, a tym samym pozbawieni ziemi i korzeni, cerkiew pozostała niezwykle istotnym symbolem ich tożsamości i siły duchowej, pozwalającej im trwać przez wieki, znosić dobro i zło, smutki i radości. Pamięć o cerkwi była dowodem ciągłości wielopokoleniowych rodzin. Pamięć, a nie – materialny budynek, który opuszczając rodzinne miejsca, pozostawili za sobą. I teraz oto pojawia się szansa, by cerkiew przybyła do nich, by znowu była z nimi. Bo dla nich, mieszkańców Godkowa, małej, liczącej niespełna 300 mieszkańców wsi w powiecie elbląskim, w województwie mazursko-warmińskim, cerkiew z Kupnej nie jest ruiną. Oni nie widzą przegniłego gontu ani spróchniałych desek, dla nich to już jest cerkiew, a świadczy o tym choćby zachowany krzyż z sygnaturki. Te resztki materialnego istnienia są dla nich – i stały się dla nas wszystkich, którzy przy tym projekcie pracujemy - symbolem wielkich strat, jakie ponieśli, ale i nowego widoku na przyszłość. W trakcie spotkania w Godkowie, jeden z mieszkańców powiedział mi tylko, a może aż tyle: „Zmieniło się…”.
Nie wszystko zależy wyłącznie od naszej dobrej woli czy nakładu pracy. Podczas kolejnych wyjazdów do Kupnej spotkałam się z p. Grażyną Stojak i ks. Wiesławem Kałmarzem, i to oni stali się moimi przewodnikami. Wiele zawdzięczamy pani Alicji Perducie, bo to na jej ziemi znajduje się w Kupnej cerkiew, a nasz dług wdzięczności siłą rzeczy będzie jeszcze rósł, gdyż nawet jeśli się uda, co jest naszym zamiarem, wydzielić drogę dostępu ogólnego - gdyż bez tego ani my nie możemy podjąć naszej pracy, ani rodzina pani Alicji nie może spokojnie funkcjonować – nasze pojawienie się i tak wprowadzi w utarty rytm ich życia spore zamieszanie. Myślę, że te łamy to dobre miejsce, by Jej i całej Rodzinie podziękować za pomoc, wyrozumiałość i cierpliwość. To dzięki Niej nawiązał z nami kontakt Janusz Śmigielski, „dobra dusza” zapomnianych cmentarzy, opuszczonych cerkwi i uroczysk bieszczadzkich, a jak sam o sobie pisze: poeta, drwal, rolnik. Dzięki jego deklaracji, że na czas robót odda nam bezpłatnie do dyspozycji swój dom, stało się możliwe wszelkie działanie na miejscu. On sam towarzyszy nam i pomaga w mozolnym przygotowaniu pracy przy obu obiektach.
Bo obok Kupnej, niespodziewanie pojawiła się jeszcze Chyrzynka: dawna greckokatolicka cerkiew parafialna pod wezwaniem św. Szymona Słupnika, zbudowana z drewna w 1857 roku, trójdzielna, z szerszą nawą i prezbiterium zamkniętym trójbocznie, z pięknymi „rozpisami” wnętrz i urzekającym aniołem. Po wojnie opuszczona, przez pewien czas użytkowana była jako owczarnia. Los okazał się dla niej odrobinę łaskawszy, gdy w ramach prac zabezpieczających w 1994 r. wymieniono część podwalin. Obecnie jednak, ze względu na brak podłóg, drzwi i okien, nadal niszczeje i wymaga równie pospiesznego ratunku co cerkiew w Kupnej. Już pierwsze materiały ikonograficzne, na jakie natrafiłam w Internecie, nakłoniły mnie do działania. Nawiązałam kontakt z dr Joanną Arszyńską, która wraz z grupą zaprzyjaźnionych konserwatorów współpracowała z nami w Mariance. Odpisała niemal natychmiast: „Miejsce niesamowite i niesamowita ilość pracy już włożonej... Dobrze byłoby przysłużyć się uratowaniu.”
Ponownie zadać można pytanie: dlaczego to takie ważne?
Odpowiedź jest prosta: dlatego, że wierzymy, iż przyszłości nie ma bez przeszłości. Dlatego, że dziełom pracy rąk poprzednich pokoleń należy się szacunek. Dlatego wreszcie, że młodzi ludzie, którzy pracują razem z nami, mają okazję dotknąć prawdziwego piękna, uczą się je szanować, a ratując od zniszczenia i zapomnienia, nadają im nowy wymiar, wpisują we współczesność. Spotkanie z „nierzeczywistym” – z sacrum – może wpłynąć na całe ich przyszłe życie zawodowe: oddając pracę ideałom, nadają swemu działaniu głęboki sens.
Ot, i cała historia.
Kilka dni temu odbyło się spotkanie z mieszkańcami Godkowa. Przyszli wszyscy, słuchali z uwagą i powagą. Tak bardzo chcą, by to się stało jak najszybciej. Ponieważ na 19 sierpnia [2011] planujemy spotkanie w Chyrzynce wszystkich ludzi dobrej woli, oni, mieszkańcy Godkowa, już mają przygotowany autokar i wybierają się na wspólną mszę, która zostanie odprawiona w miejscu oddalonym o 700 km od ich domów – właśnie tutaj. W trakcie spotkania czytałam im wiersze Janusza Śmigielskiego, w jego imieniu, ponieważ sam autor nie zdołał dotrzeć. Cisza, skupienie i wzruszenie zebranych ludzi były poruszające. Na koniec po prostu długo klaskali…
W Kupnej, Godkowie, Chyrzynce nie ma kościoła, cerkiew w Chyrzynce czeka. Latem, gdy w okolicy pojawią się letnicy, cerkiew zakwitnie...
,